Krośnieńska Spółdzielnia Mieszkaniowa - info

Krośnieńska Spółdzielnia Mieszkaniowa - info

Krośnieńska Spółdzielnia Mieszkaniowa - info

Śmieci i dzielna walka KSM z brakiem segregacji

Swego czasu dzielni włodarze wzięli się za edukację śmieciową i zostawiali ulotki, informacje o segregacji śmieci. No i straszyli, że jak mieszkańcy nie będą sortować to będą podwyżki takie, a takie, bo trzeba bedzie płacić jak za niesegregowane. No i co, dało się zauważyć, że mieszkańcy odpowiedzieli na naukę pozytywnie, tak że czasem MPGK (czy kto tam odbiera te śmieci) nie zdąrzył często odbierać segregowanych plastikowych butelek i lądowały one przy pojemniku pomiatane przez niecny wiatr. Cóż począć, Panów odbierających odpady zaskoczył nagły wzrost segregacji i nie ma sie co dziwić.  Co do podwyżek, to mieszkańcy bloków niby nadal płacą jak za segregowane, ale podwyżki były takie, że są zgodne z ceną jaką straszyła spółdzielnia, że będzie za niesegregowane. Ale cóż, dzielny Prezes MPGK który dostaje krociową pensję (chyba tylko za to, że potrafił znaleźć ludzie do roboty za prawie najniższą krajową), więc wiadomo, gdzie pieniądze z podwyżek idą.

Gwoli prawdy trzeba przyznać, że część mieszkańców jest oporna na naukę i sortować nie zamierza. Zapewne by chcieli, ale zbyt trudne jest dla nich rozróżnienie plastiku, szkła czy papieru - wszak w szkole tego nie uczyli, a i spółdzielnia żadnych głębszych szkoleń z rozpoznawania materiałów nie zrobiła. Tak wiec część mieszkańców segreguje, ale część która tego nie robi bo nie potrafi psuje im reputację i tak fama na domy jednorodzinne idzie, że Ci w blokach źli ludzie, bo płacą za segregowane, a nie segregują.

Ale od czego mamy dzielnych włodarzy spółdzielni. Czasem mam wrażenie, że oni coś robią, żeby tylko było widzieć, że coś robią, bez względu czy to co robią ma jakikolwiek sens. Najpierw chcieli zaspawać zsypy, żeby mieszkańcy wrzucali tylko do pojemników na zewnątrz, żeby było widzieć kto segreguje, a kto nie segreguje. Wszak do zsypu można pójść cichaczem nocą (co niektórzy na wyższych piętrach skrzętnie robią i potrafią po 23 zrzucić jakieś butelki lub innego ciężkiego, co jak pierdyknie to wyrwie ze snu. Hmm, no i miałobyć cichaczem, a wychodzi głośno i wszyscy wiedzą, kto zrzuca szkło do zsypu. Ale cóż, dokonał się nagły zwrot akcji. Mieszkańcy zaspawania w większości nie chcieli (chyba byłem jedyny w bloku, który chciał, a może i nie, tak tylko gdybam po zdziwieniu Pani, która zbierała głosy sprzeciwu, na mój sprzeciw na sprzeciw), wiec władze spółdzielni wsłuchujacy się w głos mieszkańców niczym partia rządząca, dokonała rejterady i teraz nie chce zaspawania zsypów, a zaspawała (w rzeczywistości po prostu wstawiła zamek i zamknęła) drzwi do kubłów na śmieci nie segregowane. Najlepsze jest tłumaczenie dlaczego to uczynili, biorąc pod uwagę tłumaczenie dlaczego wcześniej chcieli zaspawać zsypy. Ano teraz chcą, żeby ludzie tylko wrzucali śmieci do zsypów, bo wtedy będą segregować. Pani ze spółdzielni tłumaczyła, że już jeden z mieszkańców dzwonił i pytał się jak ma wyrzucić pudełko po pizzy przez zsyp, skoro tam dziura mała i mu się nie mieści. Po tym przypadku, można by stwierdzić, że spółdzielnia zaczyna wygrywać walkę z niesegregującymi, skoro im się śmieci, które powinny być niesegregowane do zsypów nie mieszczą:) Można by tak stwierdzić, gdyby nie to że jednak otwór w zsypie większy jest od wszystkich otworów w pojemnikach na papier, szkło czy plastik. No cóż, moje śmieci segregowane wszystkie mieszczą się w zsypie, a nie mieści mi się 35 litrowy worek ze śmieciami segregowanymi. Zastanawiam się teraz, skoro wielkość zsypu wg spółdzielni to sito, które ma oddzielać co do segregacji a co do mieszanych, to zaczną wrzucać śmieci ogólne do kubłów na segregowane, a papier, szkło i plastik do zsypu. Oczywiście żartuję, ale logika myślenia w spółdzielni jest wręcz powalająca.

Tak ciekawostka. W pomieszczeniu na śmieci zmieszane stoją 3 pojemniki i szczególnie po weekendzie były one zapełnione. Skoro teraz wszystko będzie lądować do jednego pojemnika, bo zakłądam, że pojemnik po napełnieniu sam się nie podmieni w zakmnietym pomieszczeniu z pojemnikiem pustym, to co stanie się ze śmieciami które się nie zmieszczą w pojemniku? Część pewnie wypadnie z tego dużego kubła, a reszta zaklajstruje zsyp. Cóż, konsekwencją będzie smród, robactwo i może szczury, które już pojawiły się wcześniej na innym osiedlu. Jak taka dociekam, to dochodzę do wniosku, że tam w spółdzielni są rozumni ludzie. Mieszkańcy nie chcieli zaspawania zsypów po dobroci, to teraz jak bedzie śmierdziało i będą szczury to sami będą prosić i składać petycję pod zaspawanie zsypów. W spółdzielni obowiązuje myślenie, "tak zatańczycie, jak wam zagramy".

Sprzątanie - potrzebni alpiniści

Bardzo podoba mi się sprzątanie na ulicy Piastowskiej. Pani od tej roboty dba o to żeby można się było zaprzyjaźnić z pająkami (nie umiem rozpoznawać osobników pająków, ale lokalizacje ich pajęczyn znam dobrze, jako że z rzadka usuwane mogą być wybudowane do pokaźnych rozmiarów) i to dobrze, bo pają pożyteczny i muchy potrafi złapać, a przy tym brudzie to mogłyby się zadomowić na dobre. W sprzątaniu podobają mi się najbardziej dwie rzeczy. Po pierwsze winda i szczelina w której pracują drzwi wykorzystywana jako schowek na śmieci. Schowek dobry, pewnie niewielu zauważa pędząc do windy i uciekając z niej (jako, że malutka to i ścisk wielki, więc i uciec chce sie jak najszybciej - chyba, że ktoś lubi się poprzytulać). Schowek zaczyna dekonspirować dopiero gdy poziom zapełnienia przekracza 20% i wtedy drzwi zaczynają pracować ciężko, coraż ciężej i zaczyna być jak z lokomotywą w wierszu Tuwima "Stoi i sapie, dyszy i dmucha", tylko że rzeczy tyczy się drzwi windy, a nie lokomotywy. Raz nawet napomknąłem o tych drzwiach Pani sprzątającej, powiedziała że zaraz tam przeczyści, poszedłem gdzieś, wróciłem za jakiś czas, a śmieci nie ubyło ani trochę. No cóż, pewnie Pani zapomniała bo myślała jak tu wymyć okna, a sprawa nie jest prosta, wszak okna na klatce wysoko, duże jest tylko uchylne, więc trzeba by się na coś wspiać i mieć odpowiednie narzędzie żeby sięgnąć. Wierzcie lub nie, ale Pani sprzątająca bardzo by te okna chciała wymyć, ale po prostu nie potrafi, bo nie dostaje. Kiedyś pewna Pani opowiedziała mi, że zwróciła uwagę Pani sprzątającej na te brudne okna, a ta jej na to że ona tam nie dosięgnie. Hmmm, no trudno, ale szkoda że trzyma ten fakt w tajemnicy przed włodarzami ze spółdzielni. Ci dzielni wojowie nie pozwoliliby na to, żeby mieszkańcy żyli przy brudnych oknach na klatce schodowej i zaraz na pewno zatrudniliby alpinistów przemysłowych, żeby podwieszenie na linach te okna wypucowali. Ach, jakie to by było widowisko dla mieszkańców okolicznych domów, a jaka duma mieszkańców bloków, że tacy odważni panowie okna im pucują. A co do Pani sprzątającej, naprawdę nie ma się co czepiać, stara się jak może, ale jak to pisała Konopnicka "pucu pucu, hlastu hlastu, nie mam rączek jedenastu".  Biedna kobiecina, ma tyle roboty że przecież się nie rozdwoi.

Na koniec taka ciekawostka. Wchodząc na półpiętro, na barierce była kiedyś duża plama krwi, soku, czegokolwiek, niewiem, nie badałem. Była sobie ta plama pierwszy tydzień, drugi tydzien i ileś tam jeszcze czasu, nie tykana, nie ruszana i pewnego dnia znikła. Długo myślałem co się z nią stało, już do niej przywykłem, wręcz zacząłem tęsknić i jakoś tak nieswojo czułem się wchodząc i jej nie widząc - czy to mój blok czy nie mój. Myślę, Pani sprzątająca najzwyczajniej w świecie zmyłą ją szmatą, no trudno, trzeba będzie jakoś z tym żyć. Ale nie, nic bardziej mylnego, gdzieżby zmyłą, Pani sprzątająca nie lubi tak drastycznych zmian dokonywać w otoczeniu. Nie ona, więc kto? Może jakiś mieszkaniec sie wkurzył i umył, a może ten co zabrudził, ruszyło go sumienie i zmył? Nie, znów mylny trop. To mości Panowie malarze zamalowali swoją magiczną farbą, tak że śladu nie ma.

Wymiana drzwi wejściowych, płytki zamienione na zaprawę

Wymiana drzwi wg Krośnieńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
W lipcu doszło do spektakularnej wymiany drzwi wejściowych/wewnętrznych w blokach na ulicy Piastowskiej. Stare drzwi wyglądały okropnie, więc wymiana jak najbardziej uzasadniona, ale ... Jak to zazwyczaj przy działaniach inicjowanych przez KSM poziom wykonania nie tyle pozostawia wiele do życzenia, co przywodzi na myśl filmy Stanisława Bareji, lub słynny fragment tekstu piosenki Wojciecha Młynarskiego "Co by tu jeszcze spieprzyć Panowie". Podczas wymiany drzwi uszkodzone zostały płytki posadzkowe, a jakże, ciężko było wyjąć bez uszkodzenia płytek tak mocarne, stare i solidne drzwi na równie starych płytkach. Logicznie rzecz biorąc wszystko stało się zgodnie z przewidywaniami, płytki zostały uszkodzone przy takiej wymianie. Logicznie myślący człowiek przewidziałby to i zaplanował przy okazji wymiany drzwi wymianę tych wysłużonych płytek. Płytki te przeszły wiele, między innymi w ostatnim roku ktoś kulturalny załatwiał na nich swoje potrzeby fizjologiczne, lub przynosił swoje ekskrementy w bliżej niezidentyfikowanym pojemniku i wylewał ochoczo na posadzkę, doprowadzając tym mieszkańców do szewskiej pasji, niektórzy grozili linczem na kartkach przyklejanych tu i ówdzie. Do linczu i nakarmienia własnymi ekskrementami delikwenta nie doszło, bo i był on na tyle sprytny, że nie udało się go schwytać, mimo czynionych podchodów. Wróćmy do wymiany drzwi i płytek. Dzrzwi zostały wymienione, a płytki zamiast wymiany doczekały się usunięcia, a dziury po ubytkach załatane zostały zaprawą, iście piękne rozwiązanie, schludne i estetyczne, na miarę PRL jak znalazł. Fachowcy z estetyką są na bakier, ale za to dbają o bezpieczeństwo mieszkańców, bo taka zaprawka mniej śliska od płytek, więc Pani sprzątająca która regularnie mocno namacza wszystko naokoło, nie jest w stanie tak namoczyć płytek, żeby co mniej sprytni mieszkańcy wywinęli orła. Cdn ...

 

 

 

Malowanie, olejowanie - czyli artyści w akcji

W lipcu 2019 odbyło się malowanie klatek schodowych w blokach na ulicy Piastowskiej. Podglądanie fachowców w pracy wspominam do tej pory, podglądałem, podglądali mieszkańcy i nawet starsza Pani spotkana na klatce schodowej była zdegustowana byle jakością tego tych artystów. Ich pociągnięcia pędzla zdobią teraz klatkę schodową, niczym dzieła Banksiego, szkoda tylko że mieli do dyspozycji wyłącznie olejną w 2 kolorach, więc jedyny mocniejszy wzór to pas ozdobny jakiego nie powstydziłby się blok na Alternatywy 4.

Oceniając to niczym w programie "Usterka" wytknąć nie omieszkam:

- malowanie na brudnych ścianach i barierkach - zatłuszczonych, zakurzonych  i to w dużej cześci przez samych fachowców. Sama sprzątaczka też nie pomogła, jako że na codzień nie przykłąda się zbytnio do swojej pracy, a jej ulubionym zajęciem jest zmiatanie/zmywanie śmieci do szczeliny po której poruszają się dzrzwi w windzie, przez co często te drzwi pracują jak pracują, a winda choć nowa często wymaga remontu co skutkuje tym, że dzielni włodarze spółdzielni zmuszeni są podnosić opłaty za jej użytkowanie.

- szramy pędzli widać nawet jak się ma dużą wadę wzroku,

- stare zacieki, odpryski, nierówności pozostawione jak były. W niektórych miejscach Panowie majdnęli trochę gipsem, coś tam zatarli i byłby z tego pożytek, gdyby później tego gipsu nie zamalowali na barierkach i innych miejscach, a jak dobrze wiadomo pył gipsu lubi wędrować w każdy zakamarek,

- nierówne malowanie w kantach, w szczególności kiepsko wyglądające przy ramkach odmalowanych przy futrynach drzwi wejściowych do mieszkań,

- zadrapania, odpryski przy ściąganiu dzwonków do drzwi, na malowanych wcześniej przez właścicieli ramkach przy drzwiach. Ale to i tak duże zaskoczenie, że fachowcy pofatygowali się odkręcać dzwonki, mogli zajechać pędzlem byle jak tak jak w innym miejscu. Widać, że i pewne standardy malowania są im znane i gdyby nie te odpryski to można by im było to nawet uznać za plus.

- niezamalowanie ściań przy schodach, może fachowiec był niski i nie sięgnął, a stanie na drabinie czy czymkolwiek innym na schodach grozi wywrotką, a fachowcy z pewnością biegli w przepisach BHP na to nie mogli pozwolić. No i dobrze, bo gdyby takim fachowcom coś się stało to inni klienci z niecierpliwością czekający na wykonanie przez nich roboty w swoich lokalach byliby rozżaleni.

- czas kurzenia gipsem i  malowania klatki schodowej mega śmierdzącą farbą (ciekawe czy to farba z Chin nie spełniająca żadnych norm, czy jednak dobra z pobliskiego marketu od Papieża, albo francuskiego leroya) wyniósł coś koło miesiąca - dokładnie nie pamiętam, bo byłem zaczadzony farbą, którą czuć było kilkadziesiąt, a może i więcej metrów od bloku. Dobrze, że włodarze Spółdzielni zadbali żeby stopka przytrzymująca drzwi była sprawna (przy tych nowych drzwiach wymienionych z rok czy dwa lata temu, była naprawiana już kilkakrtonie, bo  i nieudolnie zamontowana na króciutkich wkrętach i Pani sprzątaczka nie traktuje jej z należytą delikatnością). Czy miesiac to dużo czy nie? Wg mnie całkiem sprawnie, wszak prawdziwi artyści czasami czekają na natchnienie wiele miesięcy. Zastanawia mnie tylko u Panów malarzy potrzeba palenia papierosów, że też nie wystarczająco odurzał ich zapach tej wspaniałej farby, która służyła by długie lata, gdyby nie to że pomalowana na brudnym podłożu już po kilku tygoniach zaczyna miejscami odpadać.